Lekki misz masz wkradł się w moje życie. Bardziej „masz ” w sensie, że dużo za dużo mam na głowie. Taki ogólny chaos. Staram się wszystko trzymać w przysłowiowej „kupie” i podchodzić do tego z ogromnym luzem i dystansem.
Co do bluesa, to niestety na żadnym koncercie nie byłam. Ale życie płynie koncertowo i odrobinę kultury ostatnio liznęłam. Żadna tam tego tam wysokich lotów. Ale randewu z osobistym małżonkiem w kinie było. Byliśmy na Bondzie i Listach do M. Jednogłośnie stwierdziliśmy, że Bond to był błąd a osławione Listy pozytywnego wrażenia na nas nie zrobiły. Ale cóż, w kinie byliśmy, za ręce się trzymaliśmy i wspólnie spędzone chwile były. Ogółem rzecz ujmując, miło było. Odpicowałam się w sukienkę, rozpuściłam włosy i nawet ustka wymalowałam. Mój mężulek poświęcenia nie docenił, podśmiewywał się ze mnie tylko. O tak! Chichrał się ze swojej połóweczki cholernik jeden. A dlaczego? No właśnie, bo ja nieprzyzwyczajona do eleganckiego outfitu jestem. I sukienkę cały czas poprawiałam,na grzywę cały czas dmuchałam i ustka po nos i brodę miałam. Osobisty brutalnie sprowadza mnie na ziemię tym swoim praktycznym, tym…Tym, takim męskim podejściem do życia:
- A po jakiego grzyba się tak odstawiłaś? Nastolatką nie jesteś, na pierwszej randce nie jesteśmy. Trzeba było w trampki i dżiny wskoczyć. Przynajmiej wygodnie by Tobie było.
Tak, więc na mężulku wrażenia nie zrobiłam. Ale przynajmniej przyczyniłam się do jego poprawy humoru, bo dowcipkował sobie ze mnie jeszcze przez cały następny dzień.
Mamy już grudzień, cudowny czas. Najwspanialszy miesiąc, moim skromnym zdaniem oczywiście. Zdaję sobie sprawę, że nie wszyscy podzielają moją miłość do tego okresu. Są osoby, które nie lubią Świąt z różnych powodów- szanuję to. Uwielbiam ten magiczny klimat, który wszędzie można odczuć. Kolędy, ozdoby i zapach pomarańczy. O tak, z tymi cudownymi cytrusami kojarzą mi się Święta od dzieciństwa. Starsze roczniki z pewnością rozumieją dlaczego. Kiedyś, bardzo dawno temu :). Czasy prehistoryczne, dinozaurów po prostu hi hi . Pomarańcze jadło się jedynie w Święta.
Sezon na pomarańcze uważam, więc za otwary.

Świece zapachowe, soki i świeże soczyste owoce. Kocham ten aromat i smak. Może najzwyczajniej w świecie mam niedobór witaminy C? Wolę jednak myśleć, że to taki stan ducha. Dla mnie to czas kiedy możemy dużo z siebie i od siebie dać. Niedługo stanę się Mikołajową i będę się napawać radością moich bliskich. To najwspanialszy prezent na który bardzo, ale to bardzo się cieszę.
Przygotowania do Świąt czas, więc zacząć!!!
Rodzinne pieczenie pierniczków, robienie ozdób choinkowych oraz strojenie domu w różne świąteczne bibeloty.
Hmmmm,….Same przyjemności.
Pomarańczowego luzu i blues’u wam życzę