Przychodzi taki czas, że „stajemy nad przepaścią”: mamy dość wszystkich i wszystkiego.
Jako, że autonomicznymi jednostkami jesteśmy mamy różne potrzeby, zamiłowania i umiłowania. Chcemy być wolni od obowiązków, zmartwień i trosk. Niezależni od niczego i nikogo.
We wszelaki sposób odpoczywamy, relaksujemy się i wyciszamy.
Dla mnie idealna jest natura… Obcowanie z nią, chłonięcie jej każdą cząstką siebie…To moja ucieczka…
Kiedy męczy zgiełk, hałas i pęd życia codziennego. Place zabaw pełne dzieci, sklepy pełne ludzi i ulice pełne samochodów.
Trzeba uciec!
Dokąd?
Na wieś.
Śpiew ptaków, zapach skoszonej łąki pełnej bocianów, szum drzew.
Poranny powiew rześkiego powietrza, chłód rosy pod bosymi stopami.
Spacery, obserwowanie natury podglądanie jej najintymniejszych zakamarków.
Każda chwila jest inna. Pomimo tego, że odwiedzam te same miejsca nigdy nie jest tak samo. A to pająk utka nić, pszczoły siedzą na kwiatach, sarna przemknie przez łany zbóż, chmury ułożą się w ciekawy kształt.
Szumią drzewa, kołyszą się trawy, kwiaty tworzą barwne dywany. Wiatr smaga twarz, cudownie ogrzewa ją słońce.
Dzieci są spokojniejsze i uśmiechnięte. Ciekawe wszystkiego zadają mnóstwo pytań: o kłosek, o pole, o żniwa…. o mrówkę, o krówkę…Wszystko jest ciekawe, nowe…
Spacery rano, zabawy w południe i romantyczne zachody słońca na dobranoc. Pogoda czy jej brak. Wiatr, deszcz czy słońce.

Uciekam na wieś, kiedy tylko mam okazję…